Podróże- relacje z wypraw- Sopot rowerem

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Czujecie już wiosnę? Jeśli tak, to mam dla Was pomysł na weekendowy wiosenny wypad na rowerze albo motocyklu w ramach naszego cyklu ,,Podróże”. Tym razem relację ze swojego wypadu do Sopotu przygotował nasz klubowy kolega Krzysztof.
Typ podróży: turystyka rowerowa i zwiedzanie.
Rodzaj transportu: rower a nawet motocykl:).
Miejsce: Sopot i sporo miejsc po drodze
Czas: 15 października 2022
Klubowicz: Krzysztof
Nazywam się Krzysztof Wizner, mam 44 lata, mieszkam we Wtelnie. Od 2017 roku jestem członkiem LKTWG od maja 2017 i biorę udział w wyścigach samochodowych, a od maja 2021r zacząłem intensywniej jeździć rowerem. Krótko po tym jak kupiłem nowy jednoślad, wystartowałem w moim pierwszym maratonie MTB, ale o tym innym razem… Zawsze chodziło mi po głowie, aby przejechać rowerem jednego dnia jakiś dłuższy dystans. Dłuższy w sensie powyżej 150 kilometrów. Nie mogłem się zdecydować, gdzie konkretnie pojechać. Jednak ważne dla mnie było i jest bezpieczeństwo, więc przez to nie chciałem jechać ruchliwymi drogami a głównie ścieżkami rowerowymi lub drogami o małym natężeniu ruchu. Pomysłów miałem kilka, ale ostatecznie padło na Sopot. Okazało się, że w bardzo prosty sposób dało się wyznaczyć rewelacyjną trasę, prowadzącą prosto na sopockie molo.
Przygotowania. Rower MTB nie ma ani błotników ani bagażnika, więc wcześniej zaopatrzyłem się w bagażnik, aby spakować wszystko co potrzebuję. Do tego dwa bidony uzupełnione zapasem wody, coś do jedzenia, trochę słodyczy i banany. Plan trasy- wiadomo: jak najdalej na północ:). Najpierw z Wtelna w stronę Koronowa, następnie Serock, Osie, Starogard Gdański, Pszczółki, Pruszcz Gdański, Gdańsk i Sopot. Trasa naprawdę świetna.
Stało się! 15 października, na zegarku było kilka minut po godzinie 7:00 i ruszyłem w trasę. Emocje? Trochę byłem podekscytowany, trochę zestresowany, a z pewnością bardzo ciekawy tego, jak przebiegnie podróż. Wiedziałem, że czeka mnie 7-8 godzin pedałowania, więc z pewnością będzie to ogromny wysiłek połączony z bólem nóg. Jednak bardziej mnie przerażało widmo wypadku lub kontuzji.
Pomiędzy Osiem a Starogardem pokonałem 20 kilometrów przez las, minąłem raptem dwa auta i trzech grzybiarzy. Ogólnie przejechanie pierwszych odcinków podróży przebiegło spokojnie. W okolicach Gdańska dogoniłem rodzinkę na rowerach i okazało się, że mieszkają w Chełmży a rowery przywieźli ze sobą na wybrzeże. Po całym dniu jazdy zameldowałem się na molo w Sopocie – cel osiągnięty. Dokładnie 7 godzin i 10 minut samej jazdy a aplikacja pokazała przebieg 177 kilometrów. Byłem zmęczony, ale zadowolony i dumny z siebie. Pewnie każdy z Was doświadczył w życiu takiej mieszanki emocji:). Do tego szum fal, zapach morza i chłodne powietrze…
Całkiem blisko molo miałem wynajęty pokój, więc podjechałem tam zaznajomić się z lokum, wziąć prysznic i chwilę odpocząć. Potem plan przewidywał uzupełnienie kalorii czyli wybrałem się coś zjeść. Jedzonko zamówiłem w fajnej knajpce (jak dobrze pamiętam indyjskiej?) i sprawny powrót do pokoju. Na jutro przecież zaplanowałem powrót rowerem do domu! Po drodze postanowiłem jeszcze wstąpić do sklepu i kupić coś na drogę. Uwaga! Poza sezonem w okolicy molo jest problem z zakupami spożywczymi, tym bardziej w sobotni wieczór. Jednak dość szybko znalazłem otwarty sklep. Kupiłem trochę słodyczy i banany, ale wymyśliłem, że pieczywo na śniadanie kupię rano,bo przecież to Żabka, otwarta od 6 do 23… Jakież było moje zdziwienie, kiedy w niedzielę rano okazało się, że Żabka będzie otwarta, ale za kilka godzin. Jak na złość inne spożywczaki podobnie otwierały się dużo później. Miałem do wyboru: czekać kilka godzin lub ruszyć i kupić coś po drodze. Opcja numer 2 wygrała! Po drodze nie napotkałem żadnego sklepu! Minąłem jedną stację paliw, ale byłem przekonany, że za chwilę będzie otwarty jakiś sklep i nie przerywałem pedałowania. Czy to była dobra taktyka? Oczywiście, że nie:)! Okazało się, że dopiero w Starogardzie mogłem zatrzymać się w McDonald’s. Nie róbcie tak nigdy! Na czczo jazda rowerem to NAPRAWDĘ nie jest dobry pomysł. Po 50 kilometrach dosłownie opadłem z sił i nie byłem w stanie przyspieszyć nawet zjeżdżając z górki. Na szczęście w Starogardzie mogłem coś zjeść i ruszyć w dalszą drogę. To nie było jedyne utrudnienie w powrocie do domu. Nie dość, że całą drogę wracałem pod górkę, to towarzyszył mi wiatr z dodatkami w postaci przelotnych opadów deszczu. Finalnie powrót zajął 7 godzin i 45 minut. To i tak był niezły wynik! Według aplikacji osiągnąłem średnią prędkość 22,8 km/h, straciłem 10 000 kcal, pokonałem jakieś 356 kilometrów. Jak dotąd było to moje najdłuższe rowerowe wyzwanie. Na ten rok zaplanowałem coś duuuuużo bardziej szalonego. Poza kilkoma startami w maratonach MTB planuję starty w dwóch ultramaratonach. Pierwszy z nich i najbardziej wymagający to UŁAN 600. Oczywiście nazwa nie jest przypadkowa! Już 12 maja ruszam na trasę imprezy która ma 600 kilometrów, limit czasu to 96h. Tym razem z zapasem prowiantu:).
W sierpniu czeka mnie udział w imprezie pod nazwą ROBINSONADA z trasą o długości 250 kilometrów i limitem czasowym 35h na jej pokonanie. Biorąc pod uwagę, że w tej chwili wychodzę z kontuzji, zostało mi niewiele czasu, aby się przygotować.
Trzymajcie kciuki, jeśli pomysł na relacje z wycieczek się utrzyma to pewnie opiszę te najdłuższe.
Krzysztof Wizner